WSPOMNIENIE z 2019 r.
Kresowe wspomnienia - wystawa malarstwa artystów z KoszalinaPielęgniarka z pędzlem w rękuTatiana i Władysław Pitakowie regularnie przyjeżdżają do Wilna od 2008 roku. Wtedy to żona, poszukując korzeni swojej rodziny, poznała franciszkanów. Gród nad Wilią stał się swoistą muzą dla byłej wilnianki i obudził drzemiące od lat pasje artystyczne.
Na zdjęciu: państwo Pitakowie z Koszalina u franciszkanów w Wilnie
Fot. autorka
Przed tygodniem, 24 maja, w klasztorze franciszkanów zorganizowano wystawę malarstwa olejnego, akrylowego i niekonwencjonalnego. Ekspozycji towarzyszyły prezentacje multimedialne dotyczące integracji sztuk pięknych (malarstwa, muzyki i poezji). Państwo Pitakowie przywieźli ze sobą także dary (prace plastyczne i wydania literackie) członków Zespołu Pracy Twórczej Plastyki Związku Artystów Plastyków Rzeczypospolitej Polskiej i Krajowego Bractwa Literackiego w Koszalinie, w którym małżonkowie działają.
Różańce od wynalazcy- Pochodzę z mieszanej polsko-rosyjskiej rodziny. Moja mama (Maria Zarachowicz) była Polką, zaś tato (Leonid Fedosichin) Rosjaninem. Ojciec był inżynierem wynalazcą. Ja się urodziłam już po wojnie, ale pamiętam, że nasza rodzina w Wilnie mieszkała w wielkiej biedzie. Mimo tak wziętego fachu, ojciec nie mógł sprzedawać swoich wynalazków, ponieważ oficjalnie się sprzeciwił władzy komunistycznej. Zresztą cała jego rodzina po 1917 roku wyjechała z Rosji i schroniła się przed bolszewikami w Wilnie - dzieli się swoimi wspomnieniami Tatiana Pitak.
Fedosichinowie żyli bardzo ubogo. Za wysyłane do Moskwy wynalazki nikt ojcu nie płacił i, prawdopodobnie, ktoś inny przypisywał sobie jego zasługi. Jak wspomina rozmówczyni, żeby przeżyć, ojciec robił z chleba różańce i zanosił je żebrakom pod Ostrą Bramę. Tamci dzielili się z nim tym, co użebrali. Nieszczęście dotknęło rodzinę, kiedy w młodym wieku zmarł brat Tatiany i wkrótce po nim – ojciec. Zostali na cmentarzu w Wilnie, z kolei mama wraz z dwiema córkami, na zaproszenie swojej siostry, wyjechała do Polski. Był to rok 1954, a córka Tatiana liczyła 5 lat. Rodzina Fedosichinów osiedliła się na Dolnym Śląsku w Bystrzycy Kłodzkiej.
Po latach, po powrocie do Wilna, pani Tatiana odnalazła grób ojca i brata.
Dzuku, która była SzkaplernąWspomnienia o mieście dzieciństwa pani Tatiany wiążą się z ulicą Szkaplerną, która teraz jest przemianowana na Dzūkų. Pamięta dom, w którym mieszkali, a który udało się jej odnaleźć po wielu latach.
- Kiedy wyjeżdżałyśmy z Wilna, byłyśmy świadome, że nie zostawiamy tutaj żadnej rodziny. Przez wiele lat nic nie wiedziałam o mieście mego urodzenia, aż mąż poradził, żebym podzieliła się swoją historią na jakimkolwiek portalu. W roku 2007 napisałam na radzima.org i po trzech miesiącach odezwała się do mnie wnuczka stryjka (brata mego - Pawła Fedosichina z Baranowicz), co do którego myśleliśmy, że zginął podczas bombardowania na wojnie. Okazało się, że jego rodzina wyjechała po wojnie do Polski, gdzie dożył sędziwego wieku, 97 lat. Stryj, co prawda, już nie żył, ale udało się nawiązać kontakt z potomkami. Wspólnie z moim kuzynem i jego rodziną zaplanowaliśmy wyjazd do Wilna – wspomina Tatiana Pitak, do której mniej więcej w tym samym czasie odezwał się o. Marek Dettlaff i obiecał pomoc w odnalezieniu w Wilnie miejsca, gdzie był rodzinny dom Fedosichinów.
Wspólnie z franciszkaninem pani Tatiana przemierzała ulicę Dzuku. Z dzieciństwa pozostały wspomnienia domu usytuowanego między dwoma cmentarzami - prawosławnym i starowierców. Teren wokół zabudowania tak się zmienił, że dawna mieszkanka z trudem rozpoznała przedwojenny dom rodzinny.
- Na podwórku spotkaliśmy kobietę. Zapytałam ją o kogoś, kogo pamiętałam, że mieszkał po sąsiedzku - o Waldka Struczyńskiego, a okazało się, że jest to mąż spotkanej pani.
- Jestem Lida - mówi do mnie ta kobieta.
- A ja jestem Tania. Mieszkałam z rodziną na górze, mój tato był inżynierem - .
Lida do mnie: - Pamiętam, kiedyś nawet mnie kopnął prąd, gdy twój ojciec pracował nad jakimś wynalazkiem- .
Rozpłakałam się z radości, że spotkałam koleżankę z dzieciństwa - wspomina Tatiana Pitak, nie ukrywając wzruszenia. Zresztą z koleżanką z dzieciństwa pani Tatiana utrzymuje kontakt po dziś dzień. Pani Lida uczestniczyła w wernisażu swojej koleżanki.
.